Szklarska Poręba była zawsze do „Odjechanych” mekką kolarstwa górskiego, dlatego w Bike Maratonie w sobotę 7 września nie mogło zabraknąć jednego z nich Eugeniusza Siminiaka. Trasy zawodów w tej miejscowości zawsze są bardzo wymagające nie tylko dla zawodników, ale są testem ich sprzętu. Impreza zgromadziła ponad 600 uczestników na wszystkich dystansach. Start pod górę, wspinaczka po szutrze, koło ucieka, trzeba pilnować, aby nie zatrzymać się bo ruszyć będzie bardzo trudno. Potem łagodny zjazd, ale czasu na odpoczynek nie ma, trzeba dokręcać, aby załapać dobry pociąg. Gdy już się wydaje, że wszystko jest OK, rozpoczynają się „schody”, mocny zjazd – miejscami 25-30%, usłany kamieniami, kamyszkami i głazami, po rynnie wyżłobionej przez spływającą wiosną wodę. Odpoczynku nie zaznasz, bo płaskiego jak na lekarstwo. Znowu kilometrowa wspinaczka, która niby kończy się, a jednak za zakrętem ma ciąg dalszy. I znowu karkołomny zjazd. W tych warunkach nietrudno o upadek, zerwanie łańcucha lub złapanie przysłowiowego kapcia. Połowa trasy Michałowice tuż przed wjazdem na fragment singla „OLBRZYMY” Genek kończy swoją przygodę w tym wyścigu. Uszkodzona opona wypluła całą zawartość mleczka na niego i rower. Nic nie pozostało z marzeń o dobrym wyniku. Co pozostało? Przyszła pora na podziwianie uroczych gór. Należy się cieszyć, że to pierwszy taki przypadek w tegorocznym ściganiu, który dotknął Genka. Jak pech to pech, trzeba się z tym pogodzić i szykować się do kolejnego startu w Bike Maratonie w miejscowości Bardo (też ładna miejscówka, którą można podziwiać na 2 załączonych zdjęciach).